Przejdź do zawartości

Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I zamknę go w sercu... Tam baw się,
Tam sobie już igraj na wieki!

(zbliżają się ku stromej turni; stają nad przepaścią)

BRAND: Stać!... Tutaj przepaść!...
EJNAR: Któż to woła?
AGNIESZKA: (wskazując ku górze)
O, tam!
BRAND: Ni kroku! Śmierć dokoła!
Z śniegiem spadniecie do tej głębi!
EJNAR: (obejmuje Agnieszkę i śmiejąc się, zwrócony ku górze)
Nas to nie parzy ani ziębi,
Szczęście jest z nami. Wyjdziem cało!
AGNIESZKA: Zabawkę dziś nam życie dało...
EJNAR: Szczęście nam śle dziś promień słońca:
Sto lat on będzie trwał — bez końca!
BRAND: Więc wy dopiero po stu latach...?
AGNIESZKA: (powiewając welonem)
O tem ni słowa, proszę ciebie...
Bawić się będziem wszak i w niebie.
EJNAR: Sto lat na wonnych przeżyć kwiatach,
Sto lat bez miary i bez celu
W miłości kąpać się weselu! —
BRAND: No, a co będzie potem?
EJNAR: Potem?
Do nieba pójdziem znów zpowrotem.
BRAND: Może wy z nieba tu przyszliście?
EJNAR: Prosta rzecz: z nieba! Oczywiście!
AGNIESZKA: To znaczy: teraz, o tej chwili,
Myśmy tam z dołu tu przybyli.
BRAND: I owszem, owszem... Oko moje
Już zobaczyło was oboje
Tam, gdzie się dzielą te potoki.
EJNAR: Skierowaliśmy tu swe kroki,