Przejdź do zawartości

Strona:PL Ibsen - Brand.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słońce złociste snuje baśnie!
Może rodzeństwo? Bok przy boku
Po tym kwiecistym spieszą stoku;
Ona sukniami powiewnemi
Snać nie dotyka nawet ziemi,
On, jakby piórko, lekki!... Ona,
O, skacze na bok, rozbawiona,
Wyrywa mu się od niechcenia...
O, już ją chwyta!.... Słodko, mile
Droga się. zmienia w krotochwilę,
W wesołą piosnkę śmiech się zmienia.

(EJNAR i AGNIESZKA w lekkich strojach podróżnych, oboje rozpromienieni, zjawiają się na wzgórzu. Mgły pierzchły. Szczyty lśnią w porannem słońcu)

EJNAR: Agnieszko, motylku mój cudny,
Nic ja się ciebie nie boję;
Zacisnę ja oka swej sieci —
Te oka, to piosnki są moje.
AGNIESZKA: (zwrócona twarzą ku niemu, cofa się, tańcząc i uciekając przed nim)
Jeżelim ja cudnym motylkiem,
To pozwól mi spocząć na kwiatku,
A chceszli się bawić, więc goń mnie!
Pochwycić? Przenigdy, mój bratku!
EJNAR: Agnieszko, motylku mój cudny!
Zwężają się oka mej sieci!
Już mam cię! Już skarb mój najdroższy
Przenigdy z tych ok nie uleci.
AGNIESZKA: Jeżelim ja wiotkim motylkiem,
To niechże mnie powiew uwodzi!
A chwycisz mnie w oko swej siatki,
Mych skrzydeł się dotknąć nie godzi!
EJNAR: Nie! Lekko ja wezmę do ręki
Ten ciężar mój słodki i lekki