Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/584

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zasiedli tuż obok swojego rodzicy.

Kiedy się tak krzepiono w biesiadnej świetlicy,
Przelatywała miasto Osa wieścio-nośna
Głosząc że wszystkich gachów spotkała śmierć sprośna;
Co posłyszawszy rzesze ze wszech stron się zbiegły
I z krzykiem, płaczem, zamek Odyssa obległy,
Wynosząc z niego trupy i grzebiąc je w ziemi;
Ciała zaś z dalszych grodów łodziami szparkiemi
Przewiezione, do swoich siedzib się dostały.
Na agorę pospieszył potem ten tłum cały
A doń się przyłączyło luda jeszcze więcej.
Wstał Eupejt i przemowę miał do tych tysięcy;
Bo śmierć syna boleśnie starzec uczuł w duszy,
Antinoja, — którego Odys zabił z kuszy,
Najpierwszego. Więc starzec tak mówił ze łzami:
»Bracia! srodze się człek ten obszedł z Achiwami;
Ongi młódź nam najlepszą ściągnął na swe statki,
I te statki potopił, zgubił nasze dziatki;
Teraz cnych Kefalońców w pień wyciął aż tylu
Trzeba więc, nim morderca umknie ztąd do Pylu
Lub do boskiej Elidy, gdzie Epeje władną —
Pomścić się, bo się hańbą zmażem bezprzykładną,
O którejby ze zgrozą potomni mówili,
Gdyby tym, co nam synów i braci zabili
Płazem uszło; ja sambym życie zmierził sobie
Nieznajdując spoczynku chyba w jednym grobie.
Mścijmy się! nim zabójcy uciekną za morze!«
Tak rzekł starzec i wzruszył słuchaczy w agorze.
Wtem nadszedł pieśniarz z zamku z keryxem Medonem