Przejdź do zawartości

Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/583

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gaszych łbów, ażby serce w tobie się rozśmiało!«
Takie się między nimi toczyły rozmowy —
Lecz już przygotowany czekał stół godowy,
Więc na krzesłach i stołkach u stołu zasiedli —
Zabrali się do jadła i śniadanie jedli.
Wtem wszedł Dolios staruszek, a z nim jego syny
Zmęczone pracą w polu, zkąd matka rodziny
Ona stara Sykielka wraz ich przywołała,
Co syny swe karmiła, a o starca dbała —
Ci ujrzawszy Odyssa, sercem go poznali
I z podziwienia w izbie jakby wryci stali —
Ale Odys im posłał przyjaźne wyrazy:
»Siadaj starcze; w zdumieniu stoicie jak głazy —
Długo na was czekamy spragnieni i głodni,
Aby z wami biesiadę spożyć, ludzie godni.«

Na to Dolios wzniósł k’niemu ręce wyciągnięte;
Dłonie króla całował wyż kostki ujęte,
I takie doń obrócił słowa uskrzydlone:
»O drogi! więc wróciłeś; wraca, co stracone!
Nikt cię się niespodziewał; niebo cię nam zsyła: —
Witaj nam! Oby łaska Bogów ci świeciła!...
Lecz powiedz, niech wiem wszystko: ażali twa żona
Roztropna Penelopa już uwiadomiona
Żeś wrócił? jeśli nie wie, wyszlę gońca lotem.«
Bystry Odys mu na to: »Ona już wie o tem.
Więc się nietroszcz, i zasiądź tu z nami pospołu.«
Rzekł — a staruszek usiadł w swem krześle do stołu;
Syny jego podobnież Odyssa witali
Przystąpiwszy, serdecznie w ręce całowali,