Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/577

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W środku dziedzińca dwór stał; budynki dokoła
Gospodarskie, mieszczące czeladkę roboczą
Gdzie jadła i sypiała, pracując ohoczo. —
Była tam i Sykulka, stara gospodyni,
Pielęgnująca pana swego, w tej pustyni.

Wtem Odys rzekł do syna i pastuchów trzody:
»Wejdźcie do wrót tej pięknej przed nami zagrody
I sprawcie najtłustszego wieprzka na biesiadę —
Ja tymczasem do ojca poskoczę na wzwiadę
Czy mię pozna, gdy stanę przed jego oczyma,
Czy, długo mię niewidząc, w pamięci już niema?...«
To rzekłszy, swej czeladzi oddał broń i zbroję,
A ci weszli we wrota; on zaś kroki swoje
Skierował wprost do sadu by znaleźć tam ojca;
Lecz nigdzie śród długiego niespotkał ogrojca
Ni Doliosa, ni synów, ni sług doliosowych;
Gdyż w pole poszli chrustów na płoty tarniowych
Naciąć — a stary Dolios sam im towarzyszy.
Więc li samego ojca znalazł w sadów ciszy,
Jak drzewko okopywał. Kubrak on na sobie
Miał brudny, połatany; skórą nogi obie
Obwinięte, od kolców i cierni obrona;
Na rękach rękawice, głowa otulona
W kaptur kozi; tak starzec w żałobie swej chadzał.
Widząc tedy Odyssejs — a wzrok go niezdradzał —
Że ojciec wiekiem złaman, zjedzon bólem duszy,
Rozpłakał się stanąwszy za pniem wielkiej gruszy.
I rozmyślał co dalej ma począć, niepewny:
Czy się rzucić w objęcia, złożyć ucisk rzewny