Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/576

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Okropnie; i pociskiem Antinoja przeszył!
Na innych miotać strzały nieustanne, spieszył,
A celnie i morderczo; mąż padał na męża...
Snać słoniła ich Boga jakiegoś pawęża,
Bo wściekli wpadli na nas; wszystkich mordowali
Kto tylko się nawinął; aż powstał jęk w sali
Zmięszan z łomotem czaszek; krew izbę zalała.
Tak my padli Atrydo, wszyscy! nasze ciała
Dotąd w zamku Odyssa leżą niegrzebane.
Braciom naszym nieszczęście jeszcze to nieznane
By przyszli krew z ran otrzyć; z jęki żałośnemi
Jak przystoi pogrzebać ciała nasze w ziemi.«
Tak odpowiedział na to cień Agamemnona:
»Odyssie! twoja dzielność już wynagrodzona,
Kiedyś mężem małżonki zdobnej w wielkie cnoty.
Zaprawdę, niezrównane duszy jej przymioty!
Wierność, od lat młodziutkich dochować umiała
Swojemu Odyssowi! Wieczna, wieczna chwała
Czystej Penelopeji! Na jej cześć niebianie
Natchną pieśni, i cześć jej nigdy nieustanie.
Nie zbrodniarka to z rzędu Tyndareja córy
Co zabiła małżonka i w pieśni ponurej
Przejdzie do potomności, hańbiąc ród niewieści
Na wieki, i te nawet co warte są części! —«
Tak rozmawiały z sobą mary nieboszczyków
W gmachu Hadesa, w głębi podziemnych tajników.

Tamci wyszedłszy z miasta, mieli drogę krótką
Do zagrody Laerta; ustroń tę milutką
Ongi nabył on dla się; sprawiał z potem czoła.