Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/560

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiem przecież jak wyglądał i widzę go prawie
Ztąd odpływającego na wioślonej nawie.
Dobrze więc! Euryklejo ściel dla niego łoże,
Nie w tej, którą zbudował, sypialnej komorze,
Ino wynieś je ztamtąd; naściel skór baranich
Do przykrycia wojłoków, chlenów, nakładź na nich.«
Chcąc męża z mańki zażyć tak mówiła pani.
Lecz Odys przerwał gniewny: »O jakżeż mię rani
Kobieto twoja mowa! I któż to przestawił
Moje łóżko, kto ruszył? Tegoby niesprawił
I najświadomszy rzeczy; chyba mocy boże
Mogłyby cudem ruszyć z miejsca moje łoże,
Ale nikt żywy, nawet z siłą nadzwyczajną —
Gdyż jedną w nim przeszkodę zamknąłem był tajną
Kiedym sam wyciosywał to łoże przedziwne, —
W dziedzińcu stało wielkie tam drzewo oliwne,
Grube jak filar jaki, rozłogie i cienne;
Jam wkoło oliwnika wzniósł ściany kamienne,
Dach zasklepił, drzwi wprawił z silnych tramów zbite,
I na naszą sypialnię przeznaczył tę klitę —
Potem ściąwszy koronę drzewa gęsto-listą,
Sam pień aż do korzenia ociosałem czysto,
Zrównałem ostrzem miednym gładko i pionowo;
A więc noga do łoża była już gotową —
W której świdrem na wylot wykręciwszy dziury,
Wyładziłem łożnicę spaniałej struktury,
Zdobiąc ją w kość słoniową, toż srebrem i złotem,
Wreszcie kraśnych rzemieni obciągając splotem.
Oto masz znak dokładny, — lecz niewiem doprawdy
Czy moje łoże stoi tam, gdzie stało zawdy?