Strona:PL Herbert George Wells - Wyspa Aepiornisa.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trudna rada, ale nie miałem wyboru i musiałem popłynąć za uciekającym murzynem, chociaż nie miałem najmniejszej pewności czy po drodze nie zostanę pożarty przez pierwszego lepszego rekina. Wyjąłem nóż składany, rozłożyłem go i włożyłem w usta, rozebrałem się i wlazłem w wodę. Jak tylko znalazłem się w wodzie, straciłem łódkę z oczu, ale płynąłem w jej kierunku instynktownie. Byłem przekonany, że murzyn, który pozostał w łodzi nie będzie umiał sterować i łódź popłynie w tym samym kierunku, w jakim płynęła dotychczas. Niebawem ujrzałem tę marną łódkę na południowym zachodzie od siebie. Słońce już zaszło i na wodzie kładły się długie cienie nocy. Na niebie migotały gwiazdy. Płynąłem niby jaki pływak konkursowy, chociaż niebawem poczułem dotkliwy ból w nogach i rękach.
— Nareszcie dopłynąłem do łodzi, gdy już była zupełna noc i całe niebo iskrzyło się gwiazdami. Kiedy już pociemniało dość dobrze, widziałem co chwila różne błyszczące przedmioty na morzu — pan wie, że morze świeci —, od czego nieraz kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem już, gdzie jest blask gwiazdy, a gdzie blask morza i nie zdawałem sobie sprawy z tego, czy płynę na plecach, czy na brzuchu. Łódka była czarna jak smoła, a faliste koliska pod nią migotały niby płynny ogień. Rzecz prosta, że nie odrazu wlazłem do łodzi, boć naprzód trzeba było przekonać się co porabiał mój zacny murzyn. Skulił się był w sobie i zdawał się siedzieć bez ruchu na dnie swej łódki. A tymczasem łódka pędzona falami, kręciła się wolniutko dokoła samej siebie, wykonywując coś w rodzaju wolnego walca. Płynąłem za łódką i oczekiwałem, że lada chwila obudzi się murzyn siedzący w niej. Potem zacząłem właźić do łódki, stale trzymając nóż w ręku i licząc się z możliwością napaści. Ale murzyn ani drgnął. Wreszcie siedziałem na przedzie małej łódeczki i płynąłem niesiony falami. W dole jaśniało morze, nade mną błyszczały gwiazdy. Dokoła było cicho a ja wyczekiwałem bezustannie, że coś się stać musi.
— Po długiem wyczekiwaniu krzyknąłem na murzyna, ale nie odpowiedział mi. Byłem zbyt strudzony, abym mógł był narażać się na spotkanie z nim w ciasnej łódce i dlatego trzymałem się zdala od niego na przeciwległym końcu łódki. Tak siedzieliśmy obok siebie, przedzieleni długością łódki. Zdaje mi się, że raz czy dwa razy zasnąłem. Gdy się rozwidniło, spostrzegłem, że mój towarzysz był trupem wzdętym i czerwono-sinym. Trzy znalezione jaja i kości leżały obok niego, butelka do wody, trochę kawy i sucharków zawiniętych w gazetę znajdowało się u jego nóg, a pod nim leżała flaszka cynowa na spirytus do palenia. Nie było steru i wogóle niczego takiego, czego możnaby było użyć zamiast tego przyrządu.