Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szych środków ostrożności. Powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę z tego, że moim jedynym towarzyszem w tej okropnej ciemnicy jest człowiek o pomieszanych zmysłach.
Z pewnych mglistych wspomnień wnosić mogę, że i mnie przytomność opuszczała czasami. Jeżeli tylko zasnąłem, miewałem sny okropne i rzecz dziwna, lecz niemniej zdaje się prawdziwa, że, jak sądzę, szaleństwo mego towarzysza było dla mnie przestrogą i utrzymywało mnie przy zdrowych zmysłach.
Ósmego dnia zaczął mówić zupełnie głośno i nic nie zdołało nakłonić go do umiarkowania głosu.
„Słusznem jest, o Panie! powtarzał wciąż, słusznem jest, abyś karał mnie i moich. Zgrzeszyliśmy, zawinili przeciwko Tobie. Widziałem nędzę, żal, biedni byli uciśnionymi, a ja milczałem. Z kazalnicy mówiłem słowa blade — mój Boże, jakie martwe! — podczas kiedy powinienem był, choćby za to umrzeć przyszło — wołać: żałujcie i czyńcie pokutę!... Wy, uciskający biednych i słabych!...“
Potem powracał znów do kwestyi pożywienia, którego mu broniłem, prosił, błagał, padał, wreszcie groził. Zaczynał krzyczeć, prosiłem, by tego nie czynił — zrobił sobie z tego broń przeciwko mnie i groził, że będzie wrzeszczeć i sprowadzi Marsyjczyków.