Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ścią a nim, powiedziałem stonowczo, iż odtąd zaprowadzam surową dyscyplinę. Rozdzieliłem pozostałe w spiżarni zapasy na porcye, mogące starczyć nam jeszcze na dni dziesięć i dnia tego nie pozwoliłem mu zjeść więcej nad ilość wyznaczoną. Po południu próbował nieśmiało dostać się do jedzenia. Ja drzemałem wtedy; lecz w jednej chwili przebudziłem się i odtąd cały dzień siedzieliśmy tak jeden naprzeciw drugiego, ja zmęczony lecz stanowczy, on, płaczący i skarżący się na głód. Trwało to jedną dobę, lecz mnie czas ten wydał się wówczas, — i wydaje dziś jeszcze, — nieskończenie długim.
I tak różnica, zachodząca pomiędzy naszemi usposobieniami, stawała się coraz większą i przeszła wreszcie w otwartą wojnę. Przez całe długie dwa dni walczyliśmy ze sobą to przyciszonemi słowami, to nawet czynnie. Były chwile, w których kopałem go i tłukłem bez litości, inne znów, w których pieszczotą i łagodnością usiłowałem przekonać o potrzebie oszczędności; raz nawet chciałem go przekupić butelką burgunda, bo przypomniało mi się, że był w odwodzie rezerwoar z trochą wody deszczowej, z której mogłem jeszcze w razie potrzeby korzystać. Lecz próżne były prośby i groźby, on już był nieprzytomny. Nie myślał zaprzestać napadów na zapasy, ani głośnego mówienia z samym sobą, nie pamiętał o zachowaiu najlżej-