Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przeraziłem się tem trochę, lecz wszelkie ustępstwo zmniejszyłoby szanse naszego ocalenia. Zachowywałem się więc wyzywająco, pomimo, iż w głębi duszy nie byłem bardzo pewien czy groźba ta pozostanie bezskuteczną. Dnia tego jednak nie wykonał jej jeszcze.
Mówił głosem lekko podniesionym przez większą część ósmego i dziewiątego dnia, wyrzucając ciągle z siebie groźby, błagania lub potoki owych wybuchów żalu za leniwo spełnianą służbę bożą, które to żale nieraz aż litość we mnie dla niego budziły. Spał trochę; potem rozpoczynał nanowo tak głośno, że aż wołać nań musiałem.
— Bądźże cicho! — błagałem.
Ukląkł i mówił tak głośno, że musiano go usłyszeć w dole:
— Zbyt długo milczałem, teraz zaś muszę sam świadczyć przeciwko sobie. Biada temu grzesznemu miastu! Biada! biada! biada! ziemi, zbliża się głos sądu.
— Cicho! — wołam, zerwawszy się na równe nogi w obawie, że Marsyjczycy usłyszą, — na miłość boską cicho!
— Nie! — krzyknął z całych sił, podnosząc się także i wyciągnął rękę — Mówić będę, bo duch Pański mówi przezemnie.