Przejdź do zawartości

Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zadziwi to was, jakiego nieprzyjaciela ja się obawiałem. Oto: ciemności na nowiu. Uina nakładła mi tego w głowę swojemi uwagami, z początku niezrozumiałemi, o ciemnych nocach. Nie było już teraz trudno domyślić się jakie znaczenie przywiązywano do ciemnych nocy. Księżyc schodził właśnie z kwadry i z każdą następującą nocą ciemność wzrastała. Teraz zrozumiałem, przynajmniej do pewnego stopnia, dlaczego mały lud tak się lękał ciemności. Z podziwu wyjść nie mogłem na myśl: jakiej niecnej zbrodni dopuszczają się Morloki na nowiu. Teraz już byłem prawie pewnym, że moja druga hypoteza jest mylną. Lud na powierzchni ziemi mógł być niegdyś uprzywilejowaną arystokracyą, a Morloki jej sługami do wykonywania czynności mechanicznych; lecz to minęło już dawno. Dwa gatunki, które powstały z rozwoju człowieka, staczały się wciąż na dół, aż wreszcie w nowym zupełnie stosunku do siebie stanęły. Eloje, podobni do królów-Merowingów, zwyrodnieli w piękne, ale czcze marnoty. Zawsze przecież jeszcze władali oni na powierzchni ziemi, gdy Morlokowie, lud od wielu pokoleń pod ziemią żyjący, doszli do tego już, że nie mogli nawet znieść słonecznego światła. Przypuszczałem, że robią odzież dla tamtych i zaspakajają inne potrzeby ich życia — prawdopodobnie tylko wskutek przeżytku dawnego nawyknienia do służby. Czynią to tak, jak koń stojący, który grzebie kopytem, lub jak czło-