Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   196   —

szą część życia, znam nasz lud, potrafiłabym utworami mojemi poruszyć grunt, na którym one, z świeżo przywiezioną wiedzą z ukochanego kraju, łatwo-by mogły wszczepiać, wyższych pojęć literaturę. — Snać do zrozumienia takiego, nasze wielkomałe literatki jeszcze nie dorosły. Więc i tu zamiast spójni — wynikł rozłam. Zamiast wspólnej pracy, wynikła wspólna ku sobie niechęć.
Nieraz zapytywałam siebie, co nas właściwie różni, i po debatach przychodziłam do przekonania, że główną różnicę stanowi odmienne zapatrywanie się na nasz ogół. Tam gdzie ja dostrzegałam piękno, one uważając je za brzydotę, ze wstrętem odwracały oczy.
Pewnego razu naprykład, zmęczona bieganiem za kolektą za pismo, wypoczywałam w bocznym pokoju u pewnej poczciwej kobieciny, gdy od frontu weszła do niej jedna, z wielko-małych literatek w sprawie Towarzystwa.
Poczciwa kobiecina była to jedna z tych, jak mówią — „Bogu ducha winien”. Cały świat mieścił się w domu i dobrze jej z tem było. Polak i Katolik to żywota drogowskaz, którego sercem i duszą się trzymała. W kościele nauczyła się, jak być katoliczką, a matka wpoiła, jak być Polką. Tu się urodziła, nie widziała Polski, nie znała smutku i pięk-