Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   98   —

niemal — stanęło to ohydne widmo przeszłości? — Czyż wiecznie prześladować go będzie?
Obawiając się wśród sutanowych postaci spotkać tego, który całunem grobowym okrył jego życie, odwrócił się i ociężałym krokiem powlókł się Milwaukee ulicą.
Jedna chwila starczyła aby odnowić gojącą się ranę. Nie oglądając się za siebie, szedł naprzód na wpół przytomny. Tego tylko był pewny, że wśród czarnych postaci spotkał by uwodziciela i — że niechybnie rzucił by się nań. — Walczył z sobą! Raz po raz potarł ręką czoło, to znów kierował błędny wzrok na obiecujące tak wiele przed chwilą narodowe barwy, zdobiące wszystkie okna i drzwi.
I znów nowe bolesne wspomnienie...
Wszakże i ten wieczór, w którym po raz pierwszy ujrzał Reginę, także był pełen polskich barw i uczucia...
Zabobonny lęk go ogarnął...
Bo i czemuż świadomie lub nieświadomie wchodzi zawsze na nową drogę — w wieczornej godzinie?...
Desperacko, jakby bronić się chciał tłoczącym go przeczuciom, wpił się wzrokiem w białego orła, na powiewającym sztandarze jakiegoś okazałego domu.