Strona:PL H Mann Diana.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mała Zozic kocha podobno jakiegoś komunarda. Stoi na ulicach na wywróconych szafach i omnibusach i nabija strzelby.
— Quelle horreur! Po markizie de Chatigny następuje komunard!
Madame Paliojoulai rzekła gorzko:
— Wypadki paryskie są poprostu podłością. Niech pani tylko spojrzy, w jakich rękawiczkach ja muszę chodzić. Z Paryża nie dostaję już rękawiczek. Czy to do wiary?
— Ale Fryderyka złapała jeszcze kapelusz. Księżno, musi go pani zobaczyć! — zawołał Fili podniecony.
Nagle wszyscy poczęli krzyczeć jeden przez drugiego. Panie pokazywały szybkiemi ruchami swoje wachlarze, koronki, bransolety. Percossini, gawędząc szybko, starał się obudzić w księżnej Assy wspólne wspomnienia uroczystych dni. Bezbarwna głowa księżnej Fryderyki zaróżowiła się lekko. Paliojoulai i Tintinowicz przypominali sobie wzajemnie ze zdławioną po męsku tęsknotą pewne lokale gry, które znali obaj, i dobrze im obu znajome alkowy’ pewnych dam. Słowo Paryż zelektryzowało ich serca, stępiałe w ciężkiej atmosferze odległej prowincji, świetlane miasto świeciło swym nimbem nad dalekie morze, jak bajka, jak tęsknota za czarem. Wymawiano to słowo między ludźmi Wschodu, a miało się wrażenie, jakby to synowie Zachodu słuchali opowieści z tysiąca i jednej nocy. Zaledwie powróciwszy z Paryża, na opłacenie nowej podróży myślały te damy o zaoszczędzonych obiadach i niezmienianej bieliźnie, ci kawalerowie o totalizatorze i stole bakaratowym, ci władcy o ludzie.
Księżna Fatma z wysiłkiem atlety podniosła ciężką nogę na krzesło, zapraszając wszystkich, aby się przekonali, że miękki jej bucik skórzany spowija łydkę aż tuż pod kolano.