Strona:PL H Mann Diana.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ma pani rację, nie pomyślałam o tem.
Musiała się zastanowić.
— No, biskup przyśle mi te monety przez uprzejmość, — rzekła z uśmiechem.
— Nie, nie, niech pani lepiej da pokój!
Staruszka była niezadowolona. Wsadziła znowu szczękę do ust i mówiła teraz bez seplenienia.
— Przyjaciel Antoni zbytnio się zajmuje takiemi rzeczami, niech go pani w tem nie umacnia! Myśli tylko o tem, żeby wyrzucać pieniądze, a nic nie ma na zbyciu dla energicznych przedsięwzięć, przy których się rodziny bogacą. Jeśli mamy pieniądze, mamy obowiązki!
Kardynał zaoponował cicho:
— Wszystko we właściwym czasie, droga przyjaciółko.
Nie zważał dłużej na starą panią, która zażądała od monsignore Tamburiniego potwierdzenia swego poglądu, chuchnął na rznięty kamień i pogładził go czułemi palcami. Cucuru zawołała szyderczo:
— Jak on go czyści! Jaki on jest zakochany w tych głupstewkach! Przyjacielu Antoni, byliście zawsze tylko kobietką!
Tamburini zajął się znowu Liljaną Cucuru:
— Niechże pani coś zaśpiewa, — rzekł, a pod słodkawym mułem, w który spowijał swoje żądanie, brzmiało coś ordynarnego, jak groźba władcy i pana. Liljana odwróciła się, nie patrząc na niego. Matka jej zawołała ostro:
— Słyszysz przecież, Liljano, monsignore prosi cię, abyś zaśpiewała. Pocóż bierzesz te drogie lekcje?
Dziewczyna spojrzała bezradnie na księżnę Assy, która zapytała:
— Czy chce mi pani zrobić przyjemność, księżniczko Liljano?