Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

.»A! stary lis, rozumiałem że jest głuchy! pomyślał posługacz: ale zdaje się że dobrze słyszy na mróz.
— »Masz dwadzieścia soldów na kolendę i cicho. Ruszaj, rzekł Grandet. Barbara odprowadzi twoje taczki.
— »Barbaro! nasze czeczotki czy są w kościele?
— »Tak jest panie.
— »Dalejże do roboty, rzekł, obciążając ją workami.
W mgnieniu oka, talary już były w jego pokoju.
— »Gdy śniadanie będzie gotowe, zapukasz do drzwi. Odprowadź taczki na pocztę.
Śniadanie było dopiero o dziesiątéj.
— »Tutaj ojciec nie będzie żądał abyś mu pokazała twoje złoto: rzekła pani Grandet do córki, wracając ze mszy. Oprócz tego powiesz że ci zimno. A potém napełniemy twój skarb, na dzień twoich urodzin.