Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— »Czegóź żądasz! rzekła przestraszona.
— »Posłuchaj mię droga kuzynko, mam...
I przerwał sobie, aby wskazać na skatułkę w futerale skórzanym.
— »Tam widzisz, jest rzecz tak szacowna dla mnie jak życie. Toaletka ta jest podarunkiem mojej matki. Od rana myślałem, że gdyby mogła powstać z grobu, sama przedałaby to złoto, ktorém nasadzony jest ten sprzęt zbytkowy; lecz ja to czyniąc, dopuściłbym się świętokradztwa.
Eugenia kowulsyjnie ścisnęła rękę swojego kuzyna, słysząc te słowa.
— »Nie: rzekł po chwili milczenia, podczas której spojrzeli na siebie łzawemi oczyma: nie chcę ani jéj niszczyć, ani narażać na stratę w moich podróżach. Tobie powierzam ją droga Eugenio. Nigdy jeszcze przyjaciel nie powierzył przyjacielowi, świętszego składu. Sama to przyznasz.