Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grandet i Barbara, nieśli na grubym drągu baryłkę, podobną do tych, które ojciec Grandet robił dla zabawki w swoim warsztacie.
— »Matko Boska! jakże to jest ciężkie! rzekła Barbara po cichu.
— »Co za szkoda że to są tylko miedziane grosze, odpowiedział stary. Strzeż się abyś nie trąciła o lichtarz.
Scenę tę oświecała jedna tylko świeca, stojąca między dwoma prętami poręczy.
— »Cornoilles, rzekł pan Grandet do leśniczego, czy wziąłeś pistolety?
— »Nie panie. A to po co? czegóż się pan boi o swoje miedziane grosze?
— »O nie! odpowiedział ojciec Grandet.
— »Oprócz tego, pojedziemy prędko. Dzierżawcy wybrali dla pana jak najlepsze konie.
— »To dobrze, to dobrze. Nie powiedziałeś im dokąd pojadę?