Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szała iż cóś poruszał, podnosił, chodził, ale ostrożnie. Nie chciał obudzić ani żony, ani córki, a zwłaszcza zwracać uwagi synowca, którego przeklinał, postrzegając światło w jego pokoju.
Pośród, nocy, Eugenia zajęta swoim krewnym, nie spała jeszcze, i zdawało jéj się, że usłyszała narzekanie umierającego. Któż mógł bydź tym umierającym, jeźli nie Karol? Gdy go opuściła, był tak blady, tak smutny. Może się zabił!... Nagle zarzuciła na siebie szlafrok i chciała wyjśdź. Mocne światło w sieni wzbudziło w niéj obawę czy się nie pali; ale uspokoiła się, słysząc stąpanie Barbary i rżenie koni.
— »Czyliżby mój ojciec wywiózł mego kuzyna? rzekła do siebie ostrożnie, odchylając drzwi wychodzące na korytarz.
W tém, jéj spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem ojca. Chociaż było obojętne i spokojne, dreszcz ją przejął.