Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do miejsc, gdzie radość albo nieszczęście na nas spada. Dla tego też, Karol przypatrywał się z szczególniejszą uwagą, bukszpanom tego ogródka, pożółkłym liściom, uszkodzonym murom, dziwacznemu kształtowi drzew owocowych: szczegóły te miały na zawsze pozostać w jego pamięci, wiecznie złączone z tą najważniejszą godziną jego życia.
— »Jest dziś ciepło i pogoda, rzekł pan Grandet, wciągając w siebie powietrze.
— »Tak jest moj wuju, lecz...
— »Otóż moj chłopcze, rzekł stryj, mam bardzo złe wiadomości dla ciebie. Twój ojciec jest bardzo źle....
— »Dla czegóż tu jestem? rzekł Karol: Barbaro! zawołał, biegnij po konie na pocztę!
»Znajdę w mieście jaki koczyk lub bryczkę: przydał obracając się do stryja, który stał nieporuszony.
— »Konie i powóz na nic się nie przydadzą, odpowiedział Grandet.