Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Eugenia spoglądała na wspaniały krajobraz Loary, nie słuchając rachuby ojcowskiéj; lecz zdaleka nadstawiła ucha, dosłyszawszy, iż notaryusz rzekł do swojego klienta:
— »J cóż!. sprowadziłeś zięcia z Paryża? w całém mieście gadają o twoim synowcu; zapewne wkrótce będę pisał intercyzę, ojcze Grandet.
— »Za.. za.. bar... rdzo wcześnie wy.. wy...brałeś się z tem: odpowiedział Grandet jąkając się, tak to czynił w ważnych okolicznościach: o..o..toż mój stary to.. to...warzyszu powiem o.. o... twarcie, iż wołałbym utopie moja córkę w Loarze, niżeli wydać ja zamomo..jego ku., ku., kuzyna; możesz to oznajmić. Ale nie, nie.. chaj świat gada.
Ta odpowiedź nabawiła prawie zawrotu głowy Eugenia. Dalekie nadzieje już zaczynały powstawać w jéj sercu, przyszły do skutku, zbliżyły się i utworzyły pęk kwiatowy który ujrzała podcięty i leżący na ziemi. Od dnia wczorajszego przywiązała się do