Strona:PL Gustawa Jarecka - Stare grzechy.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

troskich czasów, wyblakły dekel i dwukolorowa przepaska.
Tam Wiktor Brandt poczuł nanowo z niezwykłą siłą, że jest stworzony do spokojnego, domowego życia i nie znosi wszystkiego, co odbiega od normy.
Ale kiedy uświadomił sobie, że to życie jest łatwo osiągalne, że może je mieć nawet wkrótce, pokój stał mu się za ciasny, zrobiło się duszno.
Zaledwie pchnął ramę okna, wtargnęła przez nie natychmiast woń z rozkwitłego krzaka pod oknem.
— Znowu bez — jęknął zniecierpliwiony i przytrzymując okno zamyślił się.
„To“ musiało się stać. Nie było rady. Ale jak?
Ruszył w długą, monotonną wędrówkę po pokoju. Rytm własnych kroków drażnił go i drażniła do późnej nocy uparta, odurzająca woń bzu, która nie chciała się ulotnić przez uchylone na korytarz drzwi. Ale decyzja została powzięta.

Kiedy opadły białe i liljowe bzy, zakwitł jaśmin. Do mieszkania Jeziorowskich Zygmunt z dzieciakami naznosił go tyle, że we wszystkich dzbanach i garnkach stały gałęzie osypane białem kwieciem.
Starego Jeziora od ich mocnego, korzennego zapachu rozbolała głowa, kiedy po fajrancie wrócił do domu.
Baba jego do sklepiku po cukier poszła i widać jakąś kumochę spotkała, bo nie śniło jej się wracać. Nudno było w domu. Truda szyła, a chłopak gdzieś latał.
Stary Jezior dźwignął artretyczne stopy i wy-