Strona:PL Gustawa Jarecka - Stare grzechy.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wita, co? — wyciągnął szeroką, umączoną rękę. — Harda się zrobiła...
— Dlaczegobym się miała harda zrobić? — Truda ze śmiechem oparła się o ogrodzenie. Lekki wiatr rozwiewał jej ciemne włosy. Oczy i zęby lśniły.
— No, wiadomo, do panny Trudy kawalery już z Kongresówki jeżdżą. Nasze z Pomorza się nie podobają... — śmiał się, aż podrygiwały końce szpakowatych wąsów.
— Właśnie, mnie się te z Kongresówki lepiej podobają — rzekła przekornie Truda — więcej w nich gustuję.
Gruba, czerwona ręka Jeziorowskiej uczyniła przeczący gest.
— Nie gadaj byle czego. A ten z krewności tu przyjechał na robotę. Fachowy jest do maszyny. Tera pomieszczenia szuka.
— No to może żenić się zechce? — nastawał Kaliński.
— Nie mówił ta. —
Truda poruszyła się niecierpliwie. — To ja już pójdę. Dowidzenia — skinęła głową dozorcy. Dziewczęta odeszły już dawno. Truda sama skręciła w najbliższą uliczkę. Zygmont zawieruszył się gdzieś przed chwilą, a teraz wylazł znowu i pociągnął matkę za palto. — Mama, podźmy też.
— Leć sam do dom — popchnęła go lekko — ja zara przyńda — i nim przebrzmiało stukanie jego trepów, nachyliła się ku Kalińskiemu.
— Ładna dziewczyna z Trudy, co?