— W październiku 18. . . roku — odparł zapytany po chwili namysłu. — Mój drogi sędzio, nie widzę innego sposobu, jak odwołać się raz jeszcze do twojej nieocenionej dobroci, prosząc cię, abyś nam nie odmówił tej łaski i jechał ze mną razem do Filadelfji. Naoczne poznanie dziecka, którem tak szlachetnie zaopiekowałeś się w niedoli, będzie stanowić najważniejszy dowód jej tożsamości. Ja nigdy jej nie widziałem, ale moja siostrzenica, pani Randolph, dużo mi o niej mówiła. Czy nie zrobiłoby to panu wilekiej różnicy zajechać ze mną do mego brata, zatrzymując się po drodze w Nowym Yorku dla zobaczenia się z panem Wilderem, z Nancy i z ajentem policji? Nie napiszę do Jerzego, dopóki nie będę mógł mu udzielić pewnych wiadomości.
— Pojechałbym, gdybym nawet był przeciążony robotą, co obecnie na szczęście niema miejsca — gorąco odparł sędzia. — Kocham wszystkie dzieci wogóle, ale mała Marjorie była mi wyjątkowo drogą. Będę więc panu służył jutro rano, a tymczasem pozwól, że poślę do hotelu po pańskie rzeczy. Nie przyjmuję żadnego tłumaczenia — dodał, pociskając sprężynę dzwonka. — A teraz przejdziemy do bibljoteki i pozwolisz mi pan przedstawić cię mojej siostrze. Żałuję tylko, że niema Rexa w domu; pokazałby panu bransoletkę, którą maleńka miała na rączce, gdy wraz z matką swoją zabłądziła do Wyn.
Miss Rachela nie posiadała się ze zdziwienia, gdy jej brat opowiedział dziwne koleje losu małej Marjorie. Zapomniała się o tyle, że zamiast cukru nasypała soli do herbaty i nawet nie spostrzegła wcale swojej pomyłki.
Po kolacji wydobyła ze skrzyni turecki szal, który odłożyła była na bok przed sześciu laty. Pan Clive przypatrzył mu się z ciekawością i słuchał z wielkiem zajęciem opowiadania, jak sędzia Gray napotkał biedną, przeziębłą sierotkę na drodze do Sejbruk i przywiózł ją otuloną w fałdach swego płaszcza.
W tejże chwili posłaniec miejski, roznoszący nadzwyczajne wiadomości z placu boju, zawołał pod oknami, podając świeżo wyszły z druku raport wojenny.
— Nowa bitwa! Dwa tysiące zabitych i rannych. Sheridan na placu bitwy.
— Dawaj, chłopcze! — blednąc nieznacznie, zawołał sędzia, i rzuciwszy mu kilka penny, rozwinął szybko papier i zaczął czytać.
— Bitwa pod Opequan Creck.
Przerzuciwszy wzrokiem kilka następnych wierszy, zatrzymał się na końcu.
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/174
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.