Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zupełnie zbyteczne! Nie używam go już. Odzwyczaiłem się. Nie potrzebny mi.
— Nic nie znaczy, niech wypiorą. Może jeszcze go pan włoży — do wesela — dokończyła, uśmiechnęła się — i drzwi za sobą zamknęła.
Nagle sen go odleciał, słuch się zaostrzył, wzrok osłupiał.
— I ona już wie — wszyscy! — rzekł, siadając na krzesło, podsunięte gospodyni. O Zachar! Zachar!
Znowu popłynęły przykre słowa na Zachara, znowu Anisja przez nos oświadczyła, „że ona od gospodyni pierwszy raz usłyszała o weselu, że w rozmowach z nią nigdy o tem mowy nie było. I wesela niema i czyż to wypada? To pewnie wymyślił wróg rodzaju ludzkiego... Choćby zaraz w ziemię zapaść się, że gospodyni gotowa także zdjąć obraz ze ściany, a o panience Iljinskich ona nie słyszała, myślała, że to o innej jakiejś narzeczonej...“
Dużo gadała Anisja, tak że Ilja Iljicz wreszcie machnął ręką. Zachar nazajutrz prosił, aby mu pozwolono pójść w gościnę na Grochową ulicę, ale Obłomow dał mu takich gości, że ledwie zdołał umknąć.
— Tam jeszcze nie wiedzą, trzeba zatem oszczerstwa rozpowszechnić. Siedź w domu! — zakończył Ilja Iljicz groźnie.
Przyszła środa. We czwartek Obłomow znowu dostał miejską pocztą list od Olgi z zapytaniem, co to znaczy, co się stało, że nie przyjechał? Pisała mu, że przez cały wieczór płakała i w nocy spać nie mogła.
— Płacze, nie sypia mój anioł! — mówił Obło-