Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siemion Marfie, Marfa naplotła czegoś Nikicie, a Nikita powiedział: dobrze byłoby, gdyby wasz barin Ilja Iljicz oświadczył się baryszni...
— Co za głupiec ten Nikita! — zauważył Obłomow.
— Prawda, że głupiec — potwierdziła Anisja. — On nawet kiedy w karecie stoi za państwem, to śpi. Ale i Wasilisa nie uwierzyła — mówiła dalej prędko. — Gadała o tem jeszcze na Wniebowzięcie M. P., a Wasilisie opowiadała niania, że panienka ani myśli wychodzić zamąż, a wasz barin już dawno byłby sobie upatrzył narzeczoną, gdyby się chciał był żenić. Niedawno jeszcze widziała Samojłę, śmiał się i mówił: jakie to ma być wesele, to raczej podobne wszystko do pogrzebu; ciotkę ciągle głowa boli, a panienka płacze i milczy. W domu o posagu nawet nie myślą, u panienki Olgi mnóstwo pończoch niecerowanych i nikt nie myśli o tem, a w tamtym tygodniu nawet srebro zastawili...
— Zastawili srebro? — To znaczy, że i oni nie mają pieniędzy! — myślał Obłomow, wodząc przestraszonym wzrokiem po ścianach i zatrzymując go na nosie Anisji, gdyż więcej nie było go na czem zatrzymać. Głos jej wydobywał się jak gdyby nie przez usta lecz nosem.
— Pamiętajże nie rozgadywać głupstw — rzekł Obłomow, grożąc palcem.
— Co mam rozgadywać! Nawet o tem nie myślę miałabym gadać — skrzeczała Anisja, jak gdyby łupała szczepy. Pierwszy raz dzisiaj słyszę o wszystkiem. Przed Panem Bogiem, choć pod ziemię gotowa jestem się zapaść! Zdziwiłam się, kiedy mi barin o tem powiedział, przestraszyłam się, zatrzęsłam się cała. Jak to może być?