Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Spójrzno Zachar, co to takiego — rzekł łagodnie Obłomow. Gniewać się teraz nie był w stanie. — Ty i tutaj chcesz również zaprowadzić taki nieład — kurze i pajęczynę? Przepraszam cię, nie pozwolę na to! Olga Siergiejewna przy każdem spotkaniu się mówi mnie: pan lubi śmiecie...
— Dobrze im mówić! Oni mają pięcioro służby! — odrzekł Zachar, zwracając się ku drzwiom.
— Ty dokąd? Weź ścierkę i zetrzyj. Przecież tu usiąść nie można, ani oprzeć się...
Zachar spochmurniał i bokiem popatrzył na Ilję Iljicza.
— Tędy idzie! — pomyślał — nowe ostre słówko wynalazł. Znamy je.
— Zetrzyj! Czego patrzysz? — rzekł Obłomow.
— Poco ścierać? Już dziesięć razy ścierałem — odpowiedział uparcie.
— Skądże kurz, skoro ścierałeś? Patrz tu, tu! Ażeby go nie było — zetrzyj!
— Zmiatałem już... — upierał się Zachar — Dziesięć razy nie będę zamiatał. Kurz nalatuje z ulicy... Tu pole... wieś... kurzu na ulicy dużo.
— Ty Zachar Trofimycz — odezwała się Anisja, wyjrzawszy nagle z drugiego pokoju, — najprzód zamiatasz podłogę, a potem ścierasz kurze... kurz znowu osiada... Mógłbyś przedtem...
— A ty pocoś tu przyszła, mnie uczyć? — ze złością zachrypiał Zachar. — Ruszaj na swoje miejsce!
— Któż to widział najprzód zamiatać, a potem sprzątać? Barin dlatego się gniewa...
— No, no, no! — począł krzyczeć i podniósł rękę, aby ją trącić w piersi.
Anisja uśmiechnęła się i odeszła. Obłomow