Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
119.

Zbywszy iey z oczu, że mu ustępuie
Słońce pod ziemię y iasny dzień, wierzy
Y temu, co go wściąga y hamuie,
Niewytrzymany raz w czoło wymierzy:
Kiedy pioruny Iowiszowi kuie,
Sam Brontes młotem mocniey nie uderzy.
Tak dobrze w ten czas Tyzaphern przyłożył,
Że Rynald głowę na piersiach położył.

120.

Ale się prętko y nad spodziewanie
Po onym razie tak cięszkiem poprawił;
Y przeciąwszy blach, gdzie swoie mieszkanie
Żywot ma, miecz mu do serca wyprawił.
Przepadł przez serce sztych y przez dwie ranie
Poganinowi pierś y tył ukrwawił,
Uciekaiącey duszy daiąc więcey,
Niż iednę drogę, żeby szła tym pręcey.

121.

Potem iął patrzyć, gdzie nieprzełomione
Miał ieszcze daley obrócić swe siły;
Widzi chorągwie wszędzie obalone,
Y że się wszystkie hufce rozproszyły.
Tu śmierciom koniec uczynił y one
Marsowe gniewy w niem się uśmierzyły;
Y wspomniał sobie na uciekaiącą
Armidę, samę na koniu bieżącą.