Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
122.

Barzo ią dobrze widział, kiedy w długą,
Co w koniu mocy, biegła uciekaiąc;
Żal mu iey barzo y pomni, że sługą
Iey być obiecał, od niey odieżdżaiąc.
Zatem się za nią puścił stroną drugą.
Wszędzie się śladu iey konia trzymaiąc.
Ona wtem w iednę dolinę osobną
Wiechała, do swych zamysłów sposobną.

123.

Bada, że mieysce dalekie na stronie,
Gdzie sobie mogła śmierć zadać, trafiła;
Tam z konia zsiadła y w oney zasłonie
Zbroię, łuk, szyszak y strzały złożyła.
„Nieszczęsne — prawi — y sromotne bronie.
Którem daremnie w potrzebie nosiła,
Tu pogrzebione na wieki będziecie,
Kiedy się zemścić krzywdy mey nie chcecie.

124.

Mam was tak wiele, a żadney z was ieszcze
Krwawey nie widzę, wszystkieście zmarniały;
Więc śmiałe bądźcie na piersi niewieście,
Kiedyście w insze uderzyć nie chciały.
Te me odkryte za cel sobie weźcie:
Tubyście łatwie zwycięstwa dostały;
Nie umknę ich wam: ilekroć strzeliła.
Wie miłość, że ich nigdy nie chybiła.