Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szyć małżeństwo — wymówiła C. ze słodyczą. — Jutro oddam ci w zastaw wiarę moją w ciebie. Ojciec mój musi zezwolić na nasz związek. — Zwrócę się do niego z prośbą o ciebie. — Czy nigdy nie będziesz żałowała, iż zostałaś moją żoną. — Jestem tego pewna, kochanie moje. — Połączmy się więc zaraz, bądźmy szczęśliwi. — Dobrze, przysięgam, że będę ci wierną żoną przez całe życie. — Składam ci taką sama przysięgę, najdroższa. Pójdź w moje ramiona! Po najsłodszych chwilach oszałamiającej rozkoszy C. tuląc się do mnie powiedziała: — O! jakże różnym jesteś od mojej poduszki? — Od twojej poduszki? — No tak! Bo widzisz, od paru dni, przed zaśnięciem brałam w ramiona mą poduszkę, wyobrażając sobie, że to ty. Pieściłam ją i słodkiemi darzyłam słowami. Ucałowałem różane usteczka, a potem wstałem i kazałem podać jedzenie. Gospodyni wniosła obiad i zapytała, czy pójdziemy do teatru, gdzie przecież ma być tak ładnie. — Czy nigdy nie była pani w teatrze? — spytałem. — Nigdy. To za droga rozrywka dla biednych. Lecz moja córka marzy o tem. — Czy nie moglibyśmy spełnić to marzenie? — rzekła moja mała kobietka z uśmiechem patrząc na mnie. — I owszem. Oto bilet teatralny — powiedziałem i wręczyłem oszołomionej kobiecie dwa cekiny owinięte biletem. Pobiegła uszczęśliwić swą córkę, my zaś zostaliśmy sami i utonęnęliśmy znowu w rozkoszy. Kiedy odprowadziłem tego wieczora moją najdroższą do domu, a potem wróciłem pod dach mego opiekuna zasnąłem z błogą myślą, że C. do mnie należy. Następnego dnia, odwiedził mnie D. C. i prosił mnie o podpis na wekslu. Czyż mogłem odmówić? Nazajutrz byłem znowu z moją ukochaną w ogrodzie Lucra, gdzie oddawaliśmy się uciechom miłosnym. C. powiedziała mi, że pragnęłaby zostać matką, aby ojciec jej nie mógł się sprzeciwić naszemu związkowi. I tak upływały nam szczęśliwe dnie i nadszedł ostatni dzień karnawału. Tymczasem D. C. z powodu długów dostał się do więzienia! Dałem dwadzieścia pięć cekinów na drobne wydatki dla więźnia, nie mogłem więcej. Potem wynurzyłem raz jeszcze prośbę mą o rękę C. Matka odpowiedziała mi ze smutkiem, że mąż jej postanowił wydać córkę w ośmnastu latach i tylko za kupca. Kochanka moja jednak, co mówię! żona, wręczyła mi bilecik i klucz. Wyczytałem w nim cudne słowa, zachęcające mnie, abym przyszedł do niej o północy, co też uczyniłem pełen miłosnego uniesienia. Lecz troska o naszą przyszłość nie opuszczała mnie i nie bez przyczyny. Pan C. w rozmo-