Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

winem rzucili się na kanapę i oddali się swej namiętności. Pociągnąłem C. do zagłębienia okna, lecz nie mogłem przeszkodzić temu, by nie zobaczyła tej bezwstydnej sceny w zwierciedle, gdyż twarz jej pałała. Stałem jak na rozżarzonych węglach, a gdy potem kochankowie zbliżyli się do nas, miałem wielką ochotę wypoliczkować bezwzględnego brutala. Na drugi dzień obrzuciłem go wymówkami, na co usprawiedliwił się, mówiąc: — Nie byłbym tak postąpił, gdybym nie był pewny, że w cztery oczy z moją siostrą tak samo postąpiłeś. Co za obrzydliwość! Miłość moja wzrastająca coraz ku C. nasuwała mi myśl, aby ją strzedz przed tym rozwiązłym bratem, który tak wyraźnie pragnął frymarczyć pięknością swej młodziutkiej siostry. — Uwielbiam pańską siostrę — rzekłem mu na to, z trudem hamując wzburzenie — lecz gdybym nawet nigdy więcej nie miał jej zobaczyć, nie chcę się spotykać z takim rozpustnikiem jak pan. Lecz uprzedzam, iż potrafię przeszkodzić temu, aby C. stała się przedmiotem niegodziwego wyzysku pana. Lecz począł przepraszać mnie płacząc i wszystko na wino składając. Na to weszła pani C. ze swą córką. Zbliżyłem się do niej i wyznałem jej swą miłość dla C. prosząc zarazem o jej rękę. Byłem tak wzruszony, że łzy spływały mi po twarzy, a odbicie ich błysnęło w cudnych oczach mej ukochanej. Nazajutrz D. C. oddał mi klucze od pomieszkania, prosząc, abym towarzyszył siostrze na przechadzce, a potem odprowadził ją do domu. On zaś będzie cały dzień u swojej przyjaciółki. Nie miałem siły odmówić. Udałem się z C. C. do ogrodu Lucra. Był to dzień świąteczny, więc spotykaliśmy dużo osób. Chcąc uniknąć towarzystwa, nieznanych ludzi, kazaliśmy dać sobie pokój. C. C. zdjęła maskę, usiadła mi na kolanach i wśród coraz gorętszych pocałunków mówiła, że postępowanie moje wtedy po owej fatalnej kolacji z bratem, przekonało ją, że kocham ją prawdziwie. — My, zaczekamy na zaślubiny, nieprawdaż mój miły? — dodała z przymileniem. — A teraz przetłumacz mi wiersze, które są wyhaftowane na moich podwiązkach. Zdjęła podwiązki ja zaś czytałem:
„En voyant chaque jouz le bijou de ma belle,
Vous lui direz, qu‘Amour vent, qu‘il lui soit fidele“.
(Widząc codziennie klejnot mojej pięknej, powiedzcie mu iż Amor chce by mu został wierny). Zaśmiałem się, tłumacząc jej owe swawolne wierszyki. — Jakże pragnąłbym być na ich miejscu — westchnąłem. — Może umrę z tego pragnienia! — Możemy przyspie-