Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

woływania straży nie mogę się zatrzymać, słyszę gwiżdżące kule dokoła moich uszów, które wysyłają za mimowolnym buntownikiem. Nakoniec na jakimś posterunku wysuniętym zatrzymuje konia żołnierz austryjacki, oficer huzarów zaś zapytuje, dokąd tak pędzę? Słowo, które wyprzedza moje myśli wybiega mi na usta. Mówię, że mogę to powiedzieć tylko księciu Lobkowitz, głównodowodzącemu, którego kwatera znajdowała się w Rimini. Poczem oficer dodaje mi dwóch huzarów, którzy galopem dostawili mnie do Rimini. Dyżurny oficer wiedzie mnie do księcia, Jego Wysokość był sam, bez jakiejkolwiek asystencji. Opowiadam mu moje zdarzenie poprostu. Począł się śmiać, chociaż nie dowierzał, wydał jednak polecenie aby odprowadzono mnie ku bramie Ceseny. Towarzyszył mi oficer. Po drodze spotykamy Petrona, dałem mu znak, aby nie przyznawał się do mnie. Przed bramą oficer opuszcza mnie. Ponieważ padał deszcz, schroniłem się pod oklep bramy, wywracając podszewką do góry mój płaszcz, aby nie poznano we mnie duchownego. Kiedy tak stoję czekając pogody, nadciąga trzoda mułów, odruchowo wsiadam na jednego z nich i dostaję się w ten sposób do Rimini. Właściciel mułów nie zauważył wcale nieoczekiwanego gościa. Zawijam przed mieszkanie Teresy, zastaję tam całą rodzinę. Teresa prosi, abym wracał do Bolonji i starał się o paszport. Teresa przedstawiła się dyrektorowi teatru w Rimini, bo tam kobiety występowały. Zaangażowaniu jej więc nic nie stało na przeszkodzie. Występy jej gościnne będą trwały do maja, potem podąży tam, gdzie będę się znajdował. Cały dzień trwałem w towarzystwie mojej lubej, odkrywając w niej coraz to nowe powaby. Petron doniósł mi, że jutro rano mogę wyruszyć z miasta, jako popędzacz mułów. O świcie pożegnałem się czule i odszedłem stosując się do rady Petrona. Jak tylko mogłem najprędzej wziąłem miejsce w dyliżansie pocztowym do Bolonji. Gdy tam przybyłem i zauważyłem, że trzeba sobie sprawić nowe ubranie, przyszło mi do głowy, że nie jestem stworzony na księdza i kazałem sobie zrobić fantastyczny mundur oficera, który na razie nie jest w służbie. Przypadek zdarzył, że właśnie wówczas dzienniki z Pesaro donosiły, że: Pan Casanova, oficer pułku królowej, zbiegł, zabiwszy w pojedynku kapitana. Zaraz też postanowiłem w duchu wydać się za niego. Ponieważ spodziewałem się, że w Wenecji przyjmą mnie z honorem, a także, iż było mi tam wygodnie oczekiwać Teresy, zamierzałem udać się do mego rodzinnego miasta. Od Teresy dostałem list, w którym mi donosiła, że jest zaangażowana do Neapolu za tysiąc uncyj rocznie, kończyła zapewnieniem