Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otom ja uczyniła go tak pięknym!
Rozradowała się tembardziej i patrzyła nań swemi płonącemi oczami, nanowo wabna i kusząca.
Twarz Adama pod tem spojrzeniem zpurpurowiała i zaraz stała się jeszcze bledszą, staczał znowu walkę z sobą, widziała to i nie żałowała go, przeciwnie, pragnęła jaknajbardziej umęczyć. Sprawiał na niej wrażenie rzadkiego motyla na szpilce... trzepotał cudnemi skrzydłami w powietrzu... boleśnie trzepotał i nadaremnie!
Bardzo długie milczenie było pomiędzy nimi, aż nareszcie Adam, nie patrząc na Lilith, szepnął zdławionym głosem:
— Po co było przyjeżdżać?
Przyglądała mu się badawczo, ciekawie i bezlitośnie, zupełnie, jak trzepocącemu się na szpilce motylowi.
I najniespodziewaniej podkradł się do niej i uchwycił z całą siłą wielki żal... zapragnęła znienacka uchwycić oburącz tę cudną głowę i wtulić ją sobie pomiędzy piersi, jak dawniej... a potem szeptać mu w ucho:
— Co komu przyjdzie z twojej męki, szaleńcze!!!
Chęci tej jednak nie zdradziła naj-