Przejdź do zawartości

Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

re tylokrotnie Adam zapuszczał story. Zaczęła się cicho śmiać do siebie... a raczej z siebie...
Znagła oderwała się od okna, zadzwoniła na służbę, mówiąc, iż przenosi się do znajomych, poczem poszła prosto na dworzec, skąd w godzinę odjechała, mając złośliwego chichotu pełne usta.




Ciepłe majowe wieczory, przesiąkłe rozrodczością, przepajały Lilith nawskroś gorączką nowych upragnień.
Z okna jej widać było mały owocowy ogród, wyglądał, jak jeden wiąz kwiecia i odcinał się dziwacznie na tle wysokich kamienic miejskich.
Kwietne pręciki jabłoni wystrzeliwały w górę, pełne życiodajności, blady róż pąków roztulał się, wchłaniając w siebie wonny pył miłosnego nasienia, bujnie roztrwaniany co roku.
W każdy ranek patrzyła na oblepione kwiatem gałęzie jabłoni, tak poskręcane z sobą, jakby ramiona w rozkochanych oplotach.
I zrodziła się w Lilith myśl zobacze-