Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapach przemokłych róż mieszał się z zapachem wybujałych floksów i płynął ku nim, jak kadzidła.
— Mam prośbę do pani — wyrzekł z nagłą determinacją — ale proszę, niech pani przedtem przyrzecze, że spełni.
— Jakto, mam przyrzec, nie wiedząc na co?
Skinął głową, patrząc w nią błagalnie.
— Dobrze — wyrzekła po chwili — przyrzekam, że uczynię, cokolwiek pan zechce.
Pochylił się nad nią rozradowany, jego duże, prześliczne oczy lśniły uczuciem, które rozwijało się w nim, przedzierając się po przez wszelkie formuły i poglądy.
— Naprawdę zrobiłaby pani? — zawołał, a głos jego brzmiał szczęściem — otóż ja chciałbym, aby pani raz, jedyny raz...
I nagle umilkł, ściął swe soczyste, jak wiśnia wonne i czerwone usta, zbladł i patrzył w nią, a raczej w siebie z przerażeniem; przestraszył się swego niewypowiedzianego żądania i pomimo, że nalegała nań, nie wyjawił go.