Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ujął ją tylko za rękę, pocałował i wyrzekł stęsknionym głosem:
— Dziękuję, bardzo dziękuję, że pani uczyniłaby to dla mnie, że obiecała, nie wiedząc.
Mówiąc to, trzymał usta przy jej ręce i drżał.
— Więc tylko panu o tyle chodziło? — pytała z zawodem.
— Dla mnie ma to znaczenie duże, oprócz kartki, jeszcze proszę o fotografję — dodał, wypuszczając jej rękę.
W tej chwili minął ich powóz, który zaraz się zatrzymał; jechał w nim Netowicz.
— Państwo w taką niepogodę na spacerze? — zawołał, wychylając się — proszę, pojedziemy razem.
Wymawiali się napróżno, trzeba było korzystać z uprzejmości, z braku miejsca usiedli we troje, Adam znalazł się w środku i tak blizko Lilith, że ciała ich całkowicie stykały się, a nawet opierały o siebie.
Stangret zaciął konie i pojechali, Lilith o mało nie wyleciała.
— Niechże mnie pan trzyma — wyrzekła.
— Przesiądźmy się — zaproponował.