Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między zaś resztą osób przebiegł dyskretny szmer.
Lilith, nie zmieniając pozycji i nie spuszczając z Adama swych zdobywczych, połyskliwych oczu, wypowiedziała niedbale:
— Ma pan słuszność, ja bowiem mogłabym rozmyślić się w drodze.
I oczy ich po raz pierwszy starły się z sobą, jak dwa cięcia, i żadne nie ustąpiło.
Lilith następnie bez żadnej urazy odwróciła się odeń i rozpoczęła z zdwojoną uprzejmością rozmowę z Netowiczem, wychwalając jego amatorskie zdjęcia. Ożywił się i rozpowiadał coraz obszerniej o swojej umiejętności i zamiłowaniu.
Adam milczał, po raz pierwszy w życiu czuł się tak bardzo dotkniętym. Miał jasny dowód, że zeń drwiła, jak z pierwszego durnia, odniósł wrażenie policzka i to ze strony niezmożonego przeciwnika.
Przypomniał sobie dzień wczorajszy, wieczór nad mostem, oto był jak na tronie, zdawało się, że naprawdę jest czemś dla niej, po nad innymi i nagle teraz kopnęła go, jak się kopie głupiego psa, który nie zna tresury.