Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był ciemny, chłodny wieczór bez księżyca, gwiazdy iskrzyły się, jak w mroźną noc, wracali ze spaceru, latarka, jaką niósł Netowicz na przedzie, słabo oświetlała kamienistą dolinę.
Lilith, rozdokazywana, bezustannie zaczepiała Adama, oboje juź zapomnieli o urazie i byli wyjątkowo rozbawieni, śmieli się głośno, nierozważnie, właściwie bez przyczyny.
Gdy towarzystwo zatrzymało się przed hotelem, szepnęła:
— Chodźmy oboje dalej, chce pan?
Adam bez namysłu zgodził się, od pewnego czasu, bez zdawania sobie sprawy, pozwalał powodować sobą i ulegał zawsze jej kaprysom.
— My jeszcze się przejdziemy — zawołała głośno i poszła przodem prędko, obawiając się, że ktoś zechce im towarzyszyć.
— Jest bardzo ciemno — wyrzekła i ujęła go pod rękę.
Adam, uczuwszy Lilith tak blizko siebie, odetchnął ciężko i bezsilnie, nie miał bowiem sposobu pozbycia się tej ciepłej ręki, a także i nie odważyłby się. Owo spojenie z tą dziwną kobietą podczas tej