Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, podrażnione do głębi i pełne złych, obcych im promieni na uśmiechnione, lekceważące usta Lilith.
Wstał, jakby z zamiarem rzucenia się ku niej z obelgą, ale, opanowawszy się, siadł i patrzył w obrażającem zdumieniu.
Apatyczna twarz Netowicza zwróciła się ku nim, a zniszczone oczy ożywiły się chwilowo, udawał jednak, że nie zwraca uwagi, reszta osób również śledziła ich pilnie.
Adam zaciął usta, potem dolna ich warga wyciągnęła się nad miarę z pod białych zębów.
— A ja nie pojechałbym — odezwał się wolno, z namysłem.
— Tak... a to czemu? — pytała, nie zmieniając tonu — czy nigdy?...
— Pojechałbym, ale za swoje pieniądze i nie z panią — dodał jeszcze wolniej z naciskiem.
— A z kim? — spytała, nie tracąc równowagi.
— Już ja wiedziałbym z kim — odciął szorstko, wprost obraźliwie.
Na blade, wydęte wargi Netowicza wybiegł złośliwie uradowany uśmiech, po-