Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lilith rozśmiała się bez ceremonji.
Netowicz, podrażniony, przestąpił z nogi na nogę i otrząsnął popiół z cygara, sypiący mu się na wystający brzuszek, i dorzucił:
— A cóż dopiero ludzie, chciałem dodać.
Zaczęto się przygotowywać do powrotu.
— Chodźmy tak prosto — zaproponowała Lilith, wskazując przed siebie ręką po górach.
— Jakto, tak na złamanie karku? — zapytał z przestrachem Netowicz.
— A tak, ten, kto ze mną, to i na złamanie karku — i zaraz dodała poważniej — tędy o połowę krótsza droga i można przejść doskonale. Doktorze za mną — zawołała i rozpostarłszy ręce, poczęła zeskakiwać z kamienia na kamień na sposób góralski.
Adam pobiegł za nią, Marjan chciał zaprotestować, było jednak zapóźno, udawał więc, że patrzy na ulatującą żonę obojętnie.
— Ma fantazje — wyrzekł, starając się nadać swemu głosowi wyraz spokoju.