Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzyżowały się, podkreślane dwuznacznymi uśmiechami.
Netowicz, oczekujacy napróżno odpowiedzi, lekiem krząkaniem przypomniał o swojej obecności, następnie, wyciągając papierośnicę z kieszeni, zauważył z dyskretnem podkreśleniem:
— Państwo sympatyzują z sobą.
Głos ten, o pospolitem brzmieniu, obudził Lilith. Spojrzała na mówiącego wyniośle, dojmująco.
Jaki nadzwyczajny stanowił kontrast z Adamem! Jego chudy, a mimo to z wystającym brzuchem, korpus wisiał na cienkich nogach, wąsy, silnie zbindowane, dochodziły niemal do szerokiego, nieforemnego nosa, po którym spływał pot do grubych, bladych, sinych warg, oczy, bezbarwne i apatyczne, spoglądały na młodziutkiego lekarza z niechętną zawiścią.
— A pan — wyrzekła z niespodziewaną uprzejmością — czyż nie sympatyzuje ze mną lub z doktorem?
Netowicz nieco się zmięszał.
— Z panią... kto ośmieliłby się twierdzić! za panią my wszyscy... każdy sympatyzuje... panią uwielbiają nawet zwierzęta.