— Aby się tylko nie wydarzyło co złego — zauważyła jedna z pań.
— Umie chodzić po górach, nic się jej nie stanie — powiedział.
— Zresztą jest z doktorem — podrzucił niby dobrodusznie Netowicz i bokiem zerknął na Marjana.
— Ale doktór niewiele rozważniejszy — zawyrokowała ta sama pani.
Całe towarzystwo skupiło się na wierzchołku, obserwując zbiegających.
Drobna postać Lilith w białej sukni pośród zielonych łagodnych stoków górskich migotała, jak duży „latawiec“ dziecięcy, rozbujały na wietrze.
Ciemna, smukła sylwetka Adama czyniła wrażenie chłopca, chcącego dorównać w biegu owemu trzepoczącemu się w powietrzu „latawcowi“.
I oto teraz zrównali się, można jeszcze było dostrzedz, jak ujęli się za ręce i już biegli razem w równych, miarowych podskokach.
Netowicz przypomniał o odwrocie i towarzystwo skierowało zię zwolna a poważnie do szerokiej, kamienistej wprawdzie, ale zato dobrze utrzymanej i o łagodnym spadku drogi. Gąszcz lasu, przez
Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/056
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.