Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaczem wnosiła w ludzką komedyę pierwiastki najniebezpieczniejsze; i była sposobnością do ruiny i zamętu o wiele gorszą, niż, gdyby sobie zrobiła z bezwstydu publiczny zawód.
Od ognia wyobraźni każdy jej kaprys nabierał patetycznego wyrazu. Była kobietą pełną błyskawicznych namiętności, niespodziewanych pożarów. Pokrywała eterycznymi płomieniami erotyczne potrzeby swego ciała i umiała niski apetyt przemieniać we wielkie uczucie...
Tak, w ten sposób, z tem okrucieństwem, sądził Andrzej kobietę niegdyś uwielbianą. Kroczył naprzód w swojem bezlitośnem badaniu, nie wstrzymując się przed żadnem żywszem wspomnieniem. Na dnie każdego czynu, każdego przejawu miłości Heleny znachodził sztuczność w przeprowadzaniu jakiegoś fantastycznego tematu, w wygłaszaniu dramatycznej roli, w układaniu wyjątkowej sceny. Nie zostawił nietkniętym żadnego z najbardziej pamiętnych epizodów; ni pierwszego spotkania na obiedzie w domu Ateletów, ni licytacyi kardynała lmmenvaet, ni balu ambasady francuskiej, ni niespodziewanego oddania się w czerwonym pokoju palazzo Barberini, ni rozstania we via Nomentana, o zachodzie słońca, w marcu. Owo czarowne wino, które go przedtem było upajało, obecnie zdawało mu się nieuczciwą mieszaniną.
A jednak, w kilku miejscach zawikłał się, zmięszał, jak gdyby, przenikając duszę tej kobiety, przenikał swoją własną i odnachodził swój własny fałsz w jej fałszu; tak dalekie było pokrewieństwo tych dwu natur. 1 zwolna, zwolna, pogarda zmieniała się w nim w ironiczną wyrozumiałość, gdyż rozumiał. Rozumiał to wszystko, co odnachodził w sobie samym.