Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaczem z zimną jasnością określił swoje zrozumienie.
Wszystkie szczegóły rozmowy, która odbyła się w dzień św. Sylwestra, przed przeszło tygodniem, wróciły mu na pamięć; i z upodobaniem odtwarzał ową scenę z rodzajem cynicznem uśmiechu wewnętrznego, już bez pogardy, bez wzburzenia, uśmiechając się z Heleny, uśmiechając się z siebie samego.
— Czemu ona przyszła? Przyszła, gdyż ta niespodziewana schadzka, z dawnym kochankiem, w znanem miejscu po dwu latach, wydała się jej osobliwą, skusiła jej chciwy rzadkich wzruszeń umysł, skusiła jej wyobraźnię i jej ciekawość. Chciała teraz zobaczyć do jakich nowych sytuacyi i do jakich nowych kombinacyi i zdarzeń doprowadzi ją ta szczególniejsza gra. Pociągała ją może nowość miłości platonicznej z człowiekiem tymsamym, który raz już był przedmiotem zmysłowej namiętności. Jak zawsze, oddała się z pewnym zapałem wyobrażeniu takiego uczucia; i możliwe było także, iż wierzyła w swą szczerość i z tej wyobrażonej szczerości wydobyła akcenty głębokiej czułości i boleściwe postawy i łzy. Zaszło w niej zjawisko dobrze mu znane. Doszła do tego, iż zaczynała wierzyć w prawdę i szczerość kłamanego i przelotnego ruchu duszy; miała, rzekłbym prawie, halucynacyę uczuciową, jak inni fizyczną. Zatraciła świadomość swego kłamstwa; i nie wiedziała już, czy się znajduje w prawdzie czy w fałszu, w złudzie czy w rzeczywistości.
Otóż to było właśnie toż samo zjawisko moralne, które w nim powtarzało się ustawicznie. Zatem miał prawo oskarżać ją. Lecz odkrycie to, rzecz naturalna, zabrało mu wszelką nadzieję innej rozkoszy poza cielesną. Teraz nieufność uniemożliwiała mu wszelką sło-