Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tów pomarańczowych i róż, czyniących oddech wonnym na całe życie? Usta Julii są taką wschodnią konfiturą.
— Proszę cię, Ludwiku — rzekł Sperelli — pozwól mi jej spróbować. Odbij mi Klarę Green i ustąp mi na tydzień Julii. Klara ma także osobliwy smak: limonada z fijołków z Parmy pomiędzy dwoma biszkoktami Peek-Frean z wanilią...
— Baczność, panowie! — krzyczała Bébe Silva, biorąc jedno fondant.
— Zauważyła miły wybryk Maryi Fortuna i zrobiła gimnastyczny zakład, że zje to fondant ze swego własnego łokcia, dociągając go aż do warg. Żeby wykonać sztuczkę, obnażyła ramię: chude i blade, pokryte ciemnym meszkiem, przylepiła fondant do szpiczastej kości i przyginając sobie lewą ręką prawe przedramię, z wysiłkiem dokonała dzieła ze zręcznością kota i wygrała zakład, pośród oklasków.
— To nie jest nic — rzekła, ukrywając swoją niezwykłą chudość. — Chica pero guapa; nieprawda, Musellaro?
I zapaliła dziesiątego papierosa.
Zapach tytoniu był tak rozkoszny, że wszyscy zachcieli go palić. Papierośnica Silvy przechodziła z rąk do rąk. Marya Fortuna przeczytała głośno z emaliowanego srebra papierośnicy:
— „Quia no minor Bébe“.
Zaczem wszystkie zapragnęły mieć motto, znak, któryby można umieścić na chusteczkach, na listowym papierze, na koszulach. Rzecz zdała się im bardzo arystokratyczna, ogromnie wytworna.
— Kto mi wynajdzie motto — zawołała dawna kochanka Carla de Souza. — Chcę mieć łacińskie.
— Ja — rzekł Sperelli. — Oto: „Semper parata“.