Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rozmowa rozpalała się od win, od starych win francuskich, płynnych i płomiennych, które słowom użyczają skrzydeł i ognia. Majoliki wprawdzie nie były stare, ozdobione przez kawalera Cipriano dei Piccolpasso, ni srebra nie były srebrami medyolańskiemi Ludwika Moro, lecz mimo to nie były zbyt pospolite. Na środku stołu stał wazon z błękitnego kryształu, zawierający wielki bukiet żółtych, białych i liliowych chryzantemów, na których spoczywały melancholijne oczy Klary Green.
— Panno Klaro — zapytał Ruggero Grimiti — czy pani smutna? O czem pani myśli?
A ma chimere — odpowiedziała uśmiechając się dawna kochanka Adolfa Jeckyll i utopiła westchnienie w pełnym kielichu szampana.
To czyste i świetne wino, które działa na kobiety tak prędko i tak osobliwie, zaczynało już podniecać na rozmaity sposób mózgi i zmysły tych czterech różnych heter, zaczynało rozbudzać i podniecać w nich małego histerycznego demona i gnać go przez wszystkie ich nerwy, roznoszącego szał. Bébe Silva ciskała potworne dowcipy, śmiejąc się zdławionym, konwulsyjnym i prawie łkającym śmiechem, niby kobieta umierająca od łaskotania. Marya Fortuna miażdżyła fondants nagim łokciem i rozdawała je darmo, przyciskając potem osłodzony łokieć do ust Ruggera. Julia Arici, zmęczona madrygałami Sperellego, zatykała sobie uszy pięknemi rękoma i opuściła się na podpiecze; a usta jej w tym ruchu kusiły do ukąszenia, jak soczysty owoc.
— Czyś nigdy nie jadł — rzekł Barbarisi do Sperellego — pewnych konfitur z Konstantynopola, miękkich jak ciasto, sporządzonych z pomarańczek, kwia-