Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jutrzenki, jeżeli on zechce zadowolić straszliwą namiętność mojego męża. Będzie nas troje czuwało aż do jutrzenki, bez wypoczynku, wskutek namiętności.
Lecz co myśli on? Jaka jest jego tortura? Dałabym w tej chwili nie wiem co, żeby módz wiedzieć, żeby módz aż do jutrzenki patrzeć nań, nawet poprzez szyby, pośród nocnej wilgoci, drżąc tak, jak teraz drżę. Najszaleńsze myśli błyskają mi wewnątrz i oślepiają mnie, gwałtowne, bezładne; mam jakby początek złego upojenia; doznaję jakby głuchej podniety do popełnienia czegoś śmiałego i nienaprawialnego; czuję jakby urok zatraty. Czuję, że wyrwałabym sobie ze serca ten ogromny ciężar, że zdarłabym sobie z gardła ten węzeł, który mnie dusi, gdybym teraz, w nocy, wśród milczenia zaczęła ze wszystkich sił swojej duszy krzyczeć, że go kocham, że go kocham, że go kocham“...