Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I wziął wazon i zaniósł go daleko, na inny stół; nie wiem, czemu?
Następnie zaczął rysować z większą swobodą, jak uwolniony od czegoś drażniącego.
Nie umiem wypowiedzieć tego uczucia, które sprawiały mi jego oczy. Zdawało mi się, że pokazuję jego badawczości nie nagą rękę, lecz nagą część duszy, i że on ją przeniknął swoim wzrokiem aż do dna, odkrywając najskrytsze tajemnice. Nigdy nie czułam tak swojej ręki; nigdy nie zdała mi się tak żywą, tak pełną wyrazu, tak ściśle związaną z mojem sercem, tak zawisłą od mojej wewnętrznej istoty, tak wymowną? Poruszało mi ją pod wpływem tego wzroku drżenie niespostrzegalne, lecz ciągłe; i drżenie to rozprzestrzeniało się aż do wnętrza mojej istoty. Czasami drżenie stawało się mocniejsze i widoczniejsze; a kiedy patrzył ze zbyt wielkiem napięciem, czyniłam instynktowny ruch cofania jej; a czasami był to ruch wstydliwości.
Czasami siedział długo bez ruchu, nie rysując; a ja miałam wrażenie, że źrenicami pije coś ze mnie, lub że mnie pieści pieszczotą bardziej miękką od aksamitu, na którym leżała moja ręka. Od czasu do czasu, kiedy był pochylony nad kartką, żeby wlać może w linię to, co ze mnie wypił, przechodził mu przez usta ledziutki uśmiech, tak lekki, że zaledwie mogłam go dostrzedz. I ten uśmiech sprawiał mi w piersiach, nie wiem czemu drżenie rozkoszy. Jeszcze dwa czy trzy razy widziałam zjawiający się znowu na jego ustach obraz pocałunku.
Od czasu do czasu zwyciężała mnie ciekawość i pytałam: — Cóż?
Franczeska siedziała przy fortepianie, z plecami odwróconemi ku nam; i dotykała klawiszów, starając się przypomnieć sobie Gawot Ludwika Rameau, Gawot