tak, że nierzadko ulegał złudzeniu swych własnych łudzeń, popadał w swoje własne zasadzki, odbierał rany od swej własnej broni, na podobieństwo czarodzieja, co popadł w krąg swoich własnych czarów.
Wszystko wokoło przybrało dla niego ów nieokreślny wygląd życia, którego nabywają naprzykład święte narzędzia, znaki jakiejś religii, przybory kultu, wogóle każdy przedmiot, na którym skupia się ludzkie rozmyślanie, lub z którego ludzka wyobraźnia wstępuje na jakąś idealną wyżynę. Jak flakon oddaje po długich latach woń treści, którą ongi zawierała, tak niektóre przedmioty zachowywały jakąś nieokreśloną część miłości, którą je oświetlił i przepoił ten fantastyczny kochanek. I jemu udzielała się od nich tak silna podnieta, że był tem nieraz zmięszany, jakby obecnością jakiejś nadprzyrodzonej potęgi.
Zdawało się, prawdziwie, że znał rzecby można moc afrodyzyjską, leżącą w każdym z tych przedmiotów i że ją czuje, jak w pewnych chwilach wyzwala się z więzów i rozwija i tętni wokoło niego. Wówczas, skoro się znachodził w ramionach ukochanej, sprawiał sobie i ciału i duszy onej jedno z tych najszczytniejszych świąt miłości, których samo wspomnienie wystarczyłoby do rozjaśnienia całego życia. Lecz, kiedy był sam, gnębił go ciężki niepokój i jakiś niewyrażalny żal, na myśl, że ten rzadki aparat miłości tracił się bezużytecznie.
Bezużytecznie! W wysokich kielichach florenckich róże, i one także czekające, tchnęły wszystką swoją wewnętrzną słodyczą. Na otomanie, pod ścianą, w wyraźnym kącie, zakreślonym przez okno, błyskały dotknięte zachodem słońca srebrne wiersze na chwałę kobiety i wina, wmięszane harmonijnie w nieokreślne barwy jedwabnego perskiego dywanu z XVI. wieku
Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/23
Wygląd
Ta strona została przepisana.